Moja przygoda z psami zaczęła się w latach osiemdziesiątych. Jako dziecko dostałam kundelka, cudownego psa – owoc mezaliansu pewnej suczki rasy Polski Owczarek Nizinny z Pudlem. Ami dożył w naszej rodzinie zacnego wieku 14 lat, był źródłem prawdziwej miłości i dozgonnym przyjacielem.
Po założeniu własnej rodziny pies pojawił się w naszym domu niemal błyskawicznie. Był to Alaskan Malamute INDY Zima Inuitów (aka Indy), pochodził z domowej hodowli spod Warszawy.
Wtedy nie myśleliśmy o wystawach psów czy hodowli. Nasi przyjaciele namówili nas na pierwszy „show” w Warszawie i …. stało się – załapaliśmy bakcyla. Szybko udało się Indusiowi zrobić championat młodzieży, aktywnie spędzaliśmy razem czas. Jednak na kilka lat zaprzestaliśmy swojego hobby – rodzina, obowiązki, codzienność. Indy dożył 12 lat, pokonał go nowotwór. Mamy wiele cudownych i zabawnych wspomnień z naszego wspólnego życia. Alaskańskie Malamuty to trudne psy wymagają konsekwencji, aktywności, czasu i towarzystwa innych psów. Jest to rasa tylko dla wybranych ludzi.
W dniu kiedy pożegnałam Indiego wiedziałam, że pies jest mi potrzebny do życia jak powietrze. Po dwóch latach zapadła decyzja – znowu będzie pies. Tym razem dokładnie przemyśleliśmy kryteria doboru rasy. Pies miał być mały (do 10kg), średnio aktywny (aby spacer nie musiał mieć 5km), z charakterem, „hipoalergiczny” i oczywiście ładny (co jest pojęciem względnym). Wybraliśmy Westa i był to starzał w dziesiątkę. Pierwszy pojawił się pies CEZAR Białe Aniołki (aka Cezar), potem suczka JUST A Devil in Disguise (aka Kleo). Obecnie w naszym domu pozostała z miotu T cudowna suczka TRUSTY FROM Amber Coast (aka Trusty).

